Kixnare: Zawsze na przekór

Kixnare | wywiad | "To nie jest hip-hop. Rozmowy V"
fot. Bartek Modrzejewski

(…) Współpraca ze Smarkim wyglądała tak, jak powinna w twoim mniemaniu wyglądać współpraca pomiędzy raperem a producentem?

Dla mnie to był nadal początek drogi, więc nie miałem jeszcze żadnych oczekiwań ani wizji, jak taka współpraca powinna wyglądać. Nie jest tajemnicą, że nie znaliśmy się wówczas osobiście. Raz, że Częstochowę i Gorzów Wielkopolski dzieli kawałek, a dwa, że przy bedroomowym robieniu muzyki nie było potrzeby, żeby pokonywać aż tyle kilometrów, tym bardziej że każdy z nas mieszkał wówczas z rodzicami. Świętej pamięci DJ-a Pyska, który dograł skrecze i cuty na naszą EP-kę, niestety nigdy nie miałem okazji poznać…

Wszystko działo się bardzo spontanicznie. Tak się złożyło, że Jurek wybrał dokładnie te bity, które ja sam uważałem za najbardziej udane, co spowodowało, że nasze wizje spotkały się bardzo blisko i materiał powstał w bardzo krótkim czasie. Byłem z niego superzadowolony, niemalże w stu procentach. Później już nie potrafiliśmy tego powtórzyć. Zapewniam, że nigdy nie umarła we mnie chęć, żeby nagrać kolejną wspólną płytę, nawet gdy byłem już raczej wycofany z rapu. Podejmowaliśmy nawet jakieś próby, ale w tym duecie był problem, bo zawsze któremuś z nas coś nie pasowało. Być może to mogło wydarzyć się po prostu tylko raz. Ten jeden raz znaleźliśmy się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Nigdy później nasza kompatybilność muzyczna nie była na tyle silna, żebyśmy – będąc indywidualistami – mogli się dogadać.

Skoro byłeś zadowolony z waszej EP-ki w niemal stu procentach, to jakie były brakujące dwa–trzy procent do pełnej satysfakcji?

Przy „Kawałku o niczym konkretnym (Dźwięki stereo)” trochę się męczyliśmy. Wokale Smarka i chłopaków ze Smagalaz są świetne, ale mam pewne wątpliwości co do ostatecznej wersji bitu. Zrobiliśmy go poniekąd wspólnie, Jurek miał swój delikatny udział przy aranżacji; w końcu wcześniej też robił bity do numerów CMMC. Nawiązywaliśmy oczywiście bezpośrednio do „Dźwięków stereo” wyprodukowanych przez Volta, ale chciałem trochę kreatywniej do tego podejść, wnieść coś od siebie, zmienić nieco swing perkusji… Z perspektywy czasu myślę, że mogliśmy tam jeszcze bardziej pokombinować – a może przekombinowaliśmy?… Może lepiej byłoby nie odchodzić aż tak daleko od pierwowzoru?…

W trakcie pracy pojawiały się oczywiście jeszcze jakieś mikro spięcia, drobne różnice zdań. Jurek podrzucał swoje sugestie głównie dotyczące aranżacji. Zmieniający się bit w końcówce dwóch utworów to był – zdaje się – jego pomysł. Niekiedy byłem do tych pomysłów sceptycznie nastawiony, ale jak już dałem się przekonać, to później obydwaj byliśmy zadowoleni. Jedyne więc, co bym po latach poprawił, to wspomniany przed chwilą numer. Poza tym nie mam do „Najebawszy” żadnych uwag i już w momencie premiery wiedziałem, że ten materiał jest bardzo jakościowy. Potwierdzały to zresztą pierwsze opinie, które do nas docierały.

Franek ze Stereofonii powiedział w wywiadzie do tego tomu, że spodobał mu się wasz remake „Dźwięków stereo”.

O! Cieszę się, bo przyznam, że – mimo że „Najebawszy” jest przecież otoczone legendą – nie wiem, czy dinozaury polskiego rapu miały okazję kiedykolwiek usłyszeć tę EP-kę. Ja zresztą nie liczyłem na to, że będzie się mówić o niej szerzej niż w internetowym undergroundzie. Nigdy nie miałem okazji tego zweryfikować, bo nie było mi dane wejść głębiej w środowisko hiphopowe, tak jak zrobili to producenci, którzy pojawili się na scenie zaraz po mnie, jak chociażby The Returners.

Swoją drogą pamiętam, jak niedługo po ukazaniu się płyty „Powrócifszy…” Warszafskiego Deszczu, na której znalazły się trzy moje produkcje, trafiłem na wywiad z Tede. Prowadzący bardzo chciał poznać genezę naszej współpracy; twierdził, że to niecodzienne, że podziemny producent znalazł się na takim albumie. Tede powiedział tylko: „No, moi ludzie mówili mi, że to uznany producent, ale ja go nie kojarzę” (śmiech).

Dotknęła cię ta wypowiedź?

Nie, bo pokrywała się z moimi wyobrażeniami, które do dziś niewiele się zmieniły. Zdarzyło mi się jednak kilka razy pozytywnie zaskoczyć. Pamiętam, jak w 2007 roku trafiłem na Ostrego, gdy ten pojawił się na imprezie Mighty Vibes w klubie Rura w Częstochowie, na której grałem jeden ze swoich pierwszych setów jako DJ. Sprezentowałem mu wtedy świeżo wydany digipack „Class of 90’s”, choć byłem przekonany, że podbijam do niego jako postać anonimowa. Trzy lata później, zaraz po premierze „Digital Garden”, w tym samym miejscu grałem DJ-ski support przed jego koncertem z Emade. Kończyłem właśnie swojego seta, gdy Ostry wszedł na scenę i – zanim przywitał się z publicznością – podszedł przywitać się ze mną, dodając przy tym kilka przemiłych i budujących słów odnośnie do mojej muzyki. Zamurowało mnie! [Czytaj dalej]