DJ Twister: Cały czas zajawka

DJ Twister | wywiad | "To nie jest hip-hop. Rozmowy VI"
fot. Jacek Baliński

O tym, że lubiłeś skreczować, można się przekonać, gdy prześledzi się, na jak wielu płytach udzieliłeś się gościnnie tylko w kilku pierwszych latach aktywności. Przyjmijmy za cezurę rok 2005: dwie pierwsze solówki Eldo, dwie pierwsze solówki Łony, dwie pierwsze solówki donGURALesko, druga K.A.S.T.A., debiut Ostrego, Inespe, Dizkret/Praktik, Eis, Flexxip, „Mixtape 3” DJ-a Decksa, pierwsze 2cztery7, debiut Tego Typa Mesa, debiut Projektantów… To nie koniec wyliczanki, a i tak, jakby zrobić playlistę z utworami z tych płyt, wyszłoby „The Best of Polish Hip-Hop”… Klasyk na klasyku! Czujesz dumę z tego powodu?

Czy ja wiem… Trochę tak… Bardzo rzadko jednak się zdarza, że ktoś mi mówi: „Fajne skrecze nagrałeś w 2002 roku!”. Nie mam takich sygnałów na co dzień, ale skoro mówisz, że to klasyki, być może coś w tym jest. Dla mnie w każdym razie to zawsze była przede wszystkim zajawka; najczęściej na początku nie brałem za to żadnych pieniędzy… Satysfakcjonujące były interakcje same w sobie, nagrywanie z różnymi artystami. Cieszę się, że mogłem w tylu projektach uczestniczyć, bo to była zajebista przygoda i dzięki DJ-skiej działalności poznałem bardzo dużo ciekawych ludzi, miałem okazję zrobić fajne rzeczy. Mam jednak świadomość, że to nie ja w głównej mierze odpowiadałem za sukces tego czy innego kawałka, tylko artyści, którzy mnie do niego zaprosili. Z drugiej strony, gdybym nie robił tego, co robię, w miarę dobrze, to pewnie nie zgłaszaliby się do mnie…

…otóż to! Artyści wymienieni w poprzednim pytaniu to same kozaki – i wszyscy chcieli twoich skreczy oraz cutów! Biorąc pod uwagę, do jak wielu kultowych albumów dołożyłeś swoje trzy grosze – uważasz, że twój dorobek jest należycie doceniony? Producenci często narzekają, że mało kto zwraca na nich uwagę – a co w takim razie mają powiedzieć DJ-e… Ja sam dopiero w trakcie przygotowań do naszego spotkania uzmysłowiłem sobie, że dograłeś się do czterech kawałków na „Eternii” Eldoki, której to płyty za młodu słuchałem wielokrotnie…

Nie mam poczucia, żebym był niedoceniony, lecz jednocześnie nie mam potrzeby bycia docenionym. Od samego początku jestem pogodzony z tym, że to raperzy są na pierwszym miejscu oraz że skrecze i cuty nie są czymś, na co wszyscy bez wyjątku słuchacze zwracają szczególną uwagę. Zdarza się, że zaglądam w komentarze na YouTubie pod jakimś numerem, w którym ktoś dograł zajebiste cuty, żeby zobaczyć, czy ktokolwiek o tym napisał; zwykle nie ma żadnego takiego komentarza… Odbiorcy wiedzą, że DJ coś zaskreczował, ale dla wielu z nich nie jest to dźwięk, który podoba im się aż tak, żeby dać temu wyraz. Jeżeli komuś moje skrecze przypadły do gustu i uważa ten ktoś, że wzbogaciły one dany utwór, to świetnie, natomiast staram się robić tak, żebym to przede wszystkim ja sam był z nich zadowolony. Z cutami i skreczami jest trochę jak z jazzem, który jest muzyką mimo wszystko niszową, przez większość uważaną za nazbyt skomplikowaną, trudną, hałaśliwą… Trzeba mieć odpowiednio skonstruowany mózg, żeby lubić takie coś. Gdyby skrecze były tak ważne jak rap…

…toby wszyscy skreczowali…

…a nikt by nie rapował. Ja nigdy nie myślałem o tym, żeby rapować; nie miałbym zresztą do tego odwagi. Musiałbym mieć też większe ego, bo trudno być raperem, jeśli nie ma się dużego ego, które trzeba zaznaczać na każdym kroku. Jestem introwertykiem, wolę gramofony (śmiech).

O ile w przypadku większości wykonawców, z którymi w przeszłości współpracowałeś, byłem w stanie połączyć kropki, jak na siebie trafiliście, tak nie potrafiłem rozgryźć, jak przecięły się na przykład wasze drogi z Guralem i K.A.S.T.A. Składem.

Na początku lat dwutysięcznych bardzo dużo jeździłem po kraju i grałem imprezy hiphopowe, które często były połączone z koncertami. Odbywało się to w ten sposób: najpierw koncerty, a później impreza, after z DJ-ami. Mam wyczulone ucho i zawsze denerwowało mnie w polskim rapie, że koncerty nie brzmiały profesjonalnie. Być może teraz wygląda to inaczej, ale wtedy: słabe nagłośnienie, dykcja raperów słaba, jeden wielki hałas… Było jednak kilka zespołów, które na żywo były zajebiste – i najbardziej zajebisty był K.A.S.T.A. Skład. Świetne bity od White House’ów, świetny DJ w postaci Kut-O, Waldek i Gural świetnie grali!… Mieli mistrzowską emisję głosu – a to jest bardzo ważne dla mnie. Często spotykałem chłopaków, przecinaliśmy się w różnych miejscach, gdzie skreczowałem, więc naturalnie doszło do tego, że Gural któregoś razu zagadał: „Słuchaj, to dograj się!”.

A jak było z – dajmy na to – Ostrym? Na „Masz to jak w banku” udzieliłeś się między innymi w singlowych „A.B.C.” i „Ile jestem w stanie dać”.

Pamiętam, jak poznałem Ostrego na imprezie, którą grałem w Łodzi. Nie miał na swoim koncie żadnej płyty, a jak usłyszałem, jak freestyle’uje, to szczena mi opadła! Zrobił taki show!… Najpierw Adam był w moich oczach freestyle’owcem; dopiero później został raperem studyjnym. W końcu jakoś się poznaliśmy i zaprosił mnie, żebym poskreczował u niego na „Masz to jak w banku”. Skrecze nagrywaliśmy na chacie u Marka Dulewicza, który realizował i miksował ten album. (Trzyletni wtedy Filip, syn Marka, wszędzie biegał… Dzisiaj jest znany jako DJ Flip; talent jak cholera!). Ostry mówił mi, w którym miejscu potrzebuje moich wstawek. Miał w głowie pewne pomysły i niektóre rzeczy na winylach, które chciał, żebym wyskreczował, niemniej wszystko odbywało się na spontanie. [Czytaj dalej]