(…) Z planów na L’ekipę nic nie wyszło, nie wyszło też nic z planów na płytę z Pezetem. W pierwszym tomie „TNJHH. Rozmowy” raper wspominał: „(…) byłem już dogadany na wspólną płytę z Praktikiem (…), [który] jest niesamowitym beatmakerem, ale czułem, że mój styl jest cięższy niż klimat jego muzyki”. W innym wywiadzie dodał, że ponoć nawet kultowy „Ukryty w mieście krzyk” został pierwotnie nagrany na twoim bicie…
Na dziewięćdziesiąt dziewięć procent tak nie było. Trochę wstyd przyznać, ale ja nawet nie znam tego utworu… Nigdy nie słuchałem polskiego hip-hopu i nigdy nie słyszałem żadnego pełnego albumu, którego nie współtworzyłem. Trochę tylko znam „Skandal” Molesty (śmiech).
Pomysł na wspólną płytę natomiast rzeczywiście był, skumaliśmy się z Pawłem dzięki temu, że mocno kolegował się z Dizkretem. Za pomysłem nie poszły jednak żadne działania. Nie snuliśmy wielkich planów, jedynie prowadziliśmy luźne rozmowy. Nie wydaje mi się, żeby doszło do jakichkolwiek nagrań, choć jak przez mgłę pamiętam, że podrzucałem Pezetowi jakieś bity na kasetach, szkice… W międzyczasie dogadali się z NOONem i zrobili razem „Muzykę klasyczną”. Nie jest mi żal, że ta płyta nie powstała ze mną. Nie czułem się też nigdy wystawiony przez Pezeta; zaprosiłem go zresztą do dwóch numerów na „Dobrą częstotliwość”.
Biorąc pod uwagę, że nigdy nie słuchałeś polskiego rapu i nie miałeś na niego zajawki, to czy praca nad płytą „IQ” z Dizkretem była dla ciebie czymś spoko?
Bardzo spoko, ponieważ Wojtek jest bardzo inteligentnym kolesiem. Nie reprezentował hip-hopu ulicznego, gangsterskiego. Pisał – jak na tamte czasy – ciekawe i bystre teksty. Robiliśmy razem fajną muzykę, która była odzwierciedleniem naszego ówczesnego świata. Stosunkowo niedługo przed naszym spotkaniem wróciłem do tej płyty, sprawdzając test pressy winylowego wydania. Śmiesznie było tego słuchać równo dwadzieścia lat po premierze – i po raz pierwszy od dobrych piętnastu lat… Tyle jest różnej muzyki, że nie miałem potrzeby odświeżać „IQ”, niemniej wrażenia po odsłuchu miałem bardzo pozytywne. Nie ma wstydu.
Pamiętam, jak dogadaliśmy się z Wojtkiem na płytę i niedługo później usiedliśmy u mnie w pokoju, przy biurku przy komputerze. Słuchaliśmy Dilated Peoples, puszczałem jakieś bity i nagle usłyszałem: „Dawaj, nagrywamy! Ty będziesz Praktik, ja będę Dizkret!” – bo wcześniej Wojtek miał ksywę Kret. Ja nie miałem żadnej, poza wspomnianą na początku, nieoficjalną (śmiech). „Rymy i bity” to był pierwszy kawałek, który zarejestrowaliśmy na „IQ”. Zdarzało nam się oczywiście pokłócić podczas prac nad tym albumem, ale co do zasady byliśmy jednomyślni. Mimo że obaj mamy niełatwe charaktery – ja jestem chyba jeszcze cięższy niż Wojtek… – to jakoś się dogadywaliśmy. Graliśmy do jednej bramki, jak zespół.
W popremierowym wywiadzie dla magazynu „Blek” Dizkret mówił, że początkowo chcieliście zrobić nie longplay, a winylową EP-kę. Wspomniał również, że prace nad płytą rozpoczęły się półtora roku–dwa lata wcześniej. Na pewno z wyprzedzeniem miałeś gotowe niektóre bity – ten do utworu „Hip-hop?” wykorzystałeś w 2001 roku w remiksie singla „Minuty” Starego Miasta.
Tak, oba te bity zrobiłem na tym samym samplu; nie pamiętam już, skąd… Pracować nad „IQ” rzeczywiście mogliśmy zacząć sporo wcześniej, ale na pewno nie siedzieliśmy nad płytą tak długo. Pomysł na winyl mieliśmy, lecz wtedy to nie było taką prostą sprawą. Nie miał kto w to zainwestować, więc temat upadł, a pełny album ostatecznie wydał nasz kolega Mateusz „Konkret” Mazur. „IQ” sprzedało się słabo, ale dla mnie nie miało to większego znaczenia. Nie miałem względem tej płyty żadnych oczekiwań. Robiłem ją dla siebie, z czysto artystycznych pobudek. Robiłem muzykę, jakiej sam chciałbym posłuchać.
Cieszę się, że miałem wtedy dostęp do znajomych, którzy grali na instrumentach. Pamiętam, jak pojechałem po Jarka Jóźwika na Osiedle Przyjaźń, gdzie w klubie Karuzela miał próbę z Łąki Łan. Wpakowaliśmy do mojej corsy jego wielkiego Rhodesa, podpięliśmy go u mnie w pokoju na Inflanckiej, gdzie Jarek dograł partie do kawałka „Ciało/umysł”. Inny muzyk z Łąki Łan – Staszek Wróbel, z którym przyjaźnił się Dizkret – również u mnie dograł bas do „Tempa”. Radek „Radio” Nowicki, którego poznałem w szkole muzycznej, dograł solówkę na saksofonie do utworu „3”; dźwięk saksofonu z mojego pokoju niósł się chyba na cały blok (śmiech)… Wokale Wojtka były nagrywane w różnych miejscach, między innymi w mieszkaniu WuBego – tam na pewno powstało „Braggadocio” z Majkelem, świętej pamięci Pjusem i Wankejem. Miałem problem, żeby później całość zmiksować… Nad miksem siedzieliśmy u mnie z Glubem, czyli Mikołajem Skalskim, który wówczas współprowadził z NOONem Studio S-33. [Czytaj dalej]