(…) Zadyma w Świdniku jeszcze nie wpłynęła na zmiany w twoim życiu; tak stało się dopiero w kolejnym roku, gdy zostałeś znokautowany przez ochroniarzy jednego z klubów nocnych. Zastanawiam się, jaki był w ogóle powód tej bijatyki.
Żaden konkretny. Wybrałem się do Punktu na Koszykowej, gdzie co weekend odbywały się imprezy hiphopowe, na których grał Volt. Wszedłem do klubu; tłok. Przedostałem się do baru, gdzie jakiś typ powiedział do mnie, żebym się nie pchał. „Ty się, kurwa, nie pchaj” – odpowiedziałem, na co on: „Zajebać ci?”. „No to spróbuj!” – i mnie uderzył, więc załadowałem go w turban i wywiązała się afera. Wpadli ochroniarze, zaczęli nas rozdzielać. Jednemu z nich – do tej pory nie wiem, dlaczego to zrobiłem – zajebałem łokciem prosto w szczękę. Znokautowałem go. Uciekłem w tłum ludzi tańczących na parkiecie, mając nadzieję, że tam mnie nie wyłapią. Wyłapali jednak chwila moment i wynieśli na zewnątrz, gdzie przy użyciu pałek teleskopowych i kopów pomścili kolegę. Straciłem przytomność. Jakiś chłopak wracający z klubu znalazł mnie na osiedlu, podniósł z gleby i zaprowadził do domu. Mama załamana, że znów powtórka z rozrywki. Pojechałem do szpitala na szycie głowy.
To była trzecia czerwona kartka od rzeczywistości. Gdy obudziłem się na drugi dzień, skacowany, z opatrunkiem na całą głowę, powiedziałem sobie: „Koniec tego! Muszę zacząć trenować, żeby jeszcze lepiej radzić sobie na streetach”. Zdecydowałem się na kickboxing, ponieważ używa się w nim również nóg, a nie tylko rąk. Było to dla mnie o tyle istotne, że od ulicznych bójek miałem kilka razy połamane pięści; zdarzało się nawet tak, że jeszcze nie zdążyłem wyjąć ręki z gipsu, a już tym gipsem tłukłem kolejnego typa. Gdy zimą 2002 roku zdjęto mi szwy z głowy po ranie, znajomy, który już trenował, zaprowadził mnie na pierwszy trening kickboxingu.
Chciałeś lepiej radzić sobie na streetach, ale wychodzi na to, że początek treningów mniej więcej zbiegł się w czasie z wygaszaniem dotychczasowych aktywności.
Szybko zrozumiałem, że palenie papierosów czy jointów oraz nadużywanie alkoholu mi nie służą. Treningi sprawiały mi dużą radość, chciałem poprawiać swoją kondycję, być coraz lepszy… Poza tym po wieczornym treningu byłem zmęczony, więc zwykle jadłem kolację, czytałem książkę i kładłem się spać, zamiast wychodzić pod blok. Zrezygnowałem z osiedlowej działalności na rzecz sportu.
Podjąłem tę decyzję w odpowiednim, może nawet idealnym momencie. Pamiętam, jak bodaj w 2010 roku jechałem na Służew do biura Korasa, który prowadził wtedy firmę odzieżową Orient. Na ekranie w metrze została wyświetlona wiadomość, że rano CBŚ rozbiło grupę i zawinęło ponad sześćdziesiąt osób. Wyszedłem z metra, zadzwoniłem do przyjaciela, którego znałem od dziecka. Cisza. Zadzwoniłem na numer domowy. Odebrała jego mama. „Dzień dobry, tu Jurek. Czy z Michałem jest źle?”. „Tak”. „Czy to poważna sprawa?”. „Bardzo poważna”. Jak się okazało, mieliśmy na osiedlu konfidenta, który od 2002 roku prowadził podwójną grę. Niby handlował narkotykami i działał w światku podziemnym, a tak naprawdę współpracował z policją…
Potrzebowałem kilka razy dostać od rzeczywistości informację zwrotną o tym, że szlak, którym szedłem, to nie jest droga dla mnie. Cieszę się, że przestrzeń była dla mnie na tyle łaskawa i poczekała, aż te sygnały odkoduję.
W tym samym roku, w którym zacząłeś trenować, poszedłeś również na studia na Chrześcijańską Akademię Teologiczną.
Gdy zacząłem zastanawiać się nad tym, jaka siła kieruje moim życiem, że udało mi się uniknąć śmierci, coś mi podpowiadało, że może tą siłą jest Bóg. Nie wiedziałem jednak, kim lub czym on jest. Moi rodzice nie rozwijali we mnie zbyt intensywnie kultu chrześcijaństwa, więc to, że mogłem siebie nazwać chrześcijaninem, wynikało bardziej z kulturowego rysu kraju, w jakim się urodziłem. Zacząłem czytać Biblię, Stary i Nowy Testament. Nie rozumiałem zbyt wiele, ale byłem bardzo zaangażowany w lekturę, chciałem ją zgłębić.
Kolejnym, naturalnym dla mnie krokiem było zapisanie się do odpowiedniej szkoły na studia. W różnych publikacjach na mój temat ludzie często podkreślają, że jestem „raperem, kickbokserem i teologiem”, ponieważ brzmi to egzotycznie. Prawda jednak jest taka, że z wykształcenia nie jestem teologiem, tylko pedagogiem. Ukończyłem studia magisterskie o kierunku pedagogika religijna i etyka. [Czytaj dalej]