(…) Przyznam, że podczas researchu nieco zaskoczyła mnie informacja, że jesteś absolwentem akurat psychologii. Miałem bowiem w pamięci wersy z „Jak mam żyć?”: „Psycholog mi mówił: »Nie jesteś sam na świecie« / A że kosztował dwie paki, to co miał powiedzieć?…”.
Byłem kiedyś z mamą u psychologa. Nie miałem wtedy jeszcze problemu z narkotykami, nie latałem na ulicy, ale byłem już na tyle zafascynowany starszymi kolegami, a do tego nieszczęśliwie zakochany w pewnej dziewczynie, że nie byliśmy w stanie porozumieć się na żadnej płaszczyźnie. Mama szukała sposobu, żeby się ze mną dogadać, więc poszliśmy razem na wizytę. Trafiliśmy wtedy do psychologa, który… Powiedzmy, że nie zrobił na mnie najlepszego wrażenia. Do niego właśnie skierowałem zacytowane przez ciebie wersy. Nie mogę nadmiernie generalizować, żeby nikogo nie skrzywdzić, lecz w każdej branży pracują ludzie, którzy robią coś z powołania i z pasji, ale też tacy, którzy zostali do danego zawodu zmuszeni lub skusiły ich korzyści finansowe. Specjalista, u którego byliśmy, zdecydowanie należał do tej drugiej grupy.
Podejrzewam, że odbycie terapii było nie bez znaczenia przy wyborze kierunku.
Tak, psychologią zainteresowałem się w trakcie leczenia. To, co mówiono mi w ośrodku, brałem za pewnik i niczego nie podważałem. Potrzebowałem pomocy, dlatego postanowiłem tym ludziom zaufać i okazało się, że mi pomogli. Stwierdziłem więc, że chcę pójść na psychologię, żeby jeszcze więcej dowiedzieć się na swój temat, żeby zrozumieć siebie, ale też ludzi, którzy mnie otaczają. Zrozumieć, dlaczego drugi człowiek zachowuje się w określony sposób. Po części zrozumiałem, ale po części też studia postawiły przede mną jeszcze więcej pytań. Poznałem odpowiedź na jedno pytanie, a z niej rodziły się dwa kolejne pytania. Jedno zachowanie są też w stanie wytłumaczyć dwie sprzeczne ze sobą teorie. Tym niemniej na pewno stałem się bardziej wyrozumiałym człowiekiem.
Co cię szczególnie zainteresowało na studiach?
Psychologia sportu – z oczywistych względów. Poszedłem nawet na staż do stacji Sport Klub, ale szybko się okazało, że nie nadaję się na dziennikarza sportowego. Przygotowywałem różne teksty, które były następnie odczytywane w wiadomościach, robiłem analizy pomeczowe, jeździliśmy z kamerą w teren, żeby zrobić z kimś wywiad… Kochałem piłkę i marzyłem o tym, żeby zostać komentatorem, ale zżerały mnie trema i stres. Nie było mi to pisane.
Pracę magisterską poświęciłem jednak zupełnie innemu tematowi. Skupiłem się na odkrytym niewiele wcześniej efekcie kameleona, czyli zachowaniom ludzkim na poziomie nieświadomym, polegającym na upodobnianiu się do osób, z którymi tworzymy relację. Przykładowo: jak rozmawiasz z kimś i zaczynasz czuć do tej osoby sympatię, to jeśli założy ona nogę na nogę, ty zrobisz to samo. Musiałem przedłużyć studia o rok, ponieważ na potrzeby pracy robiłem duże i dosyć skomplikowane badanie. Zbadałem łącznie około dwustu osób, z każdą z nich spędzając dwadzieścia minut w wytworzonych warunkach eksperymentalnych i w kilku grupach kontrolnych. Naśladowałem ludzkie zachowania z różnym stopniem natężenia: od subtelnego po bardzo jawny, po czym weryfikowałem ankietą, jak moja postawa wpływała na poziom sympatii i zaufania do mnie u rozmówcy.
Pokrótce wyszło na to, że im bardziej naśladuje się swojego rozmówcę, tym cieplejsze emocje się u niego wzbudza. Cieszę się, że przyłożyłem się do tej pracy. Oczywiście mógłbym ją zrobić na odwal się, ale wtedy już bardzo silnie wybrzmiewała we mnie ambicja, co później zresztą znalazło swoje odzwierciedlenie w rapie.
Miałeś pomysł na siebie po skończeniu uczelni?
Różne rzeczy w międzyczasie robiłem. Wspomniany staż to jedno, ale byłem też sekretarzem medycznym w ośrodku odwykowym, pracowałem jako cieć w stróżówce na wojskowym osiedlu prywatnym… Nigdzie na dłużej nie zabawiłem, bo za każdym razem czułem, że to nie dla mnie i bardziej traktowałem te prace jako przystanki na drodze. Długo szukałem swojego miejsca, ale najważniejsze było, że wszystko robiłem już w zgodzie z trzeźwym życiem i nie wracałem do szponcenia. [Czytaj dalej]