(…) Gdy Osom Studios się rozhulało, musiałeś zmienić tryb pracy. Zmianę tę wymusiły też na tobie narodziny córki. Wspominałeś w jednym z wywiadów: „Jestem pracoholikiem (…). [Córka] nauczyła mnie, jak mądrze planować pracę (…). Cały czas coś robimy, mówię ci, ja nie śpię”.
To prawda. Nie śpię. Nie lubię spać. Uważam, że spanie to marnowanie życia. Mam jednak swoje granice – jak śpię mniej niż trzy godziny, to mogę być trochę nerwowy (śmiech). Tak czy inaczej, bardzo dobrze mi się pracuje w nocy, kiedy cichną social media, ale z wiekiem nauczyłem się, że o ile na co dzień nie potrzebuję zbyt wiele odpoczynku, o tyle muszę pojechać na prawdziwe wakacje. Wakacje są święte i nienaruszalne. Doskonale też rozumiem, że moje układanie roboty na pięć etatów może być dla kogoś chore i tak samo rozumiem, że inny designer może wrócić po pracy do domu i mieć wyjebane, nie żyć designem. Ja jednak jestem z tej maści ludzi, którzy z designem będą aż umrą. Włodi nawinął kiedyś przepiękny wers: „Spróbuj jak Włodi do porzygania trzymać swoją stylówę” [cytat z utworu „Widmo” – przyp. red.]. I to jest prawda. Niektórzy widzą w tym nudę – ja odnajduję konsekwencję, co jest trudne; zwłaszcza w czasach zmiany. Mike Skinner i The Streets to dobry przykład: wszystkie płyty są bez wątpienia „ich”, ale każda jest inna. Styl jest nieśmiertelny – o ile umiesz go używać.
Córka natomiast rzeczywiście uporządkowała mi życie co do godziny. Będąc designerem, mogę usiąść z laptopem wszędzie na świecie i o dowolnej porze, bo jeśli pilnuję swoich terminów, to nikogo nie obchodzi, czy wyślę to o czternastej, czy o trzeciej w nocy. Żyjąc jednak z córką, bardzo się pilnuję, żebym na przykład na placu zabaw nie siedział w telefonie; idiotycznie to wygląda. To człowieka punktuje, na zasadzie: „Zrób to teraz, bo potem masz czas z córką”. Jak już położę Lily spać, mogę wrócić do pracy. Inna kwestia jest też taka, że rośnie nowe pokolenie dzieciaków, które widzą, jak ich rodzice na jednej nodze mają ich, a na drugiej laptopa. I nikt nie cierpi. Dzieciaki będą zajarane naszymi profesjami – mam nadzieję. Myślę, że fajnie jest zobaczyć starych, którzy lubią swoją pracę i dzięki której dłużej będziemy młodzi.
No, a tak poza tym – ja po prostu lubię napierdalać (śmiech).
Mamy tytuł wywiadu.
Jest to pewnie swego rodzaju masochizm i pracoholizm, ale przynajmniej wiem, że nie kieruje mną chorobliwa chęć bycia lepszym od innych. Inni są – i super, że są, bo mnóstwo osób robi zajebiste rzeczy. To mnie nakręca. Jeśli miałbym powiedzieć, że do czegoś jestem stworzony, to: do pracy. Mam dużą wytrzymałość. Pracoholizm jest dla mnie tak długo OK, jak długo nie jest szkodliwy dla innych. Wydaje mi się, że nigdy nie dałem młodej poczucia, że nie ma mnie dla niej przez robotę. To, jak żyję, leży bardzo daleko od work-life balance, ale dla mnie praca to life, więc to bardziej life-life balance. Choćbym nie spał całą noc, to jak idę z Lily na plac zabaw, mogę tarzać się w piasku cały dzień. Bez laptopa.
Na tyle, na ile śledzę twoje poczynania, wydaje mi się, że rzeczy, które robisz w agencji, nadal cię jarają. Dają ci spełnienie zawodowe, frajdę i siano, a mimo to, jak wracasz do domu, zajmujesz się Osom Studios. Dlaczego? Design aż padniesz – OK, ale pewnie jest jeszcze jakiś powód.
Jest – i jest bardzo prosty. Bardzo dużo osób w moim wieku, jeszcze zanim dojdzie do czterdziestki, mocno zwalnia. Pojawiają się dzieci, zmieniają się priorytety, przez co ludzie stopują ze swoimi zajawkami i pięć lat później budzą się bez możliwości powrotu do nich. Nie można się odkleić i zostać własnym starym. Być może za moment ktoś nas zmiecie – ktoś, kto wymyśli lepszą formułę na nowe czasy, które rozumie lepiej ode mnie. Po prostu. Napędza mnie strach – ale taki zdrowy, nie paniczny. Szczególnie, jeśli robi się tyle rzeczy na raz. Nie chcę mieć swoich pięciu minut – chcę być częścią historii tego pokolenia. [Czytaj dalej]