(…) Powiedziałeś wcześniej, że nie czujesz się dobrym człowiekiem.
Tak, bo w jakimś ataku agresji myślę, że byłbym w stanie zrobić komuś coś złego. Oczywiście nie przydarzy mi się to, ponieważ jestem wystarczająco samoświadomy, ale gdybym nie był, to podejrzewam, że mógłbym pójść w inną stronę. To irytujące – staram się robić dobre rzeczy i wielu młodych ludzi bierze ze mnie przykład, ale wiem, że oni patrzą na mnie przez jakiś pryzmat. Czasami, gdy patrzę w lustro, widzę kogoś innego niż osoba, którą jestem w studiu czy na koncertach. W mojej muzyce nie ma fałszu, ale ludzie często myślą, że jestem jakimś papieżem – a nie jestem. Nie postrzegam siebie jako zwyrola, ale nie uważam, żebym mógł komuś w czymkolwiek doradzać. Jestem dosyć agresywny, a gdy odeszła babcia, dodatkowo coś się we mnie zamknęło.
Mam wrażenie, że w pewien sposób jestem przekręcony od normy – choć nie ja pierwszy i nie jedyny taki jestem. Chyba nie umiałbym być normalny. Jestem tu, gdzie jestem, cały czas mając to samo podejście. Czasem sam się zastanawiam, na czym to polega. Nigdy nie byłem w stanie w coś siebie wpisać. Być może zabrzmi to autodestrukcyjnie, ale mi nigdy na niczym nie zależało bardziej niż na tworzeniu czegoś. Jeszcze zanim ludzie zaczęli określać mnie jako artystę, już zachowywałem się jak artysta, tylko nikt tego nie szanował i nie rozumiał. Mam w sobie takie poczucie odrębności, że… Kurwa mać! Albo mnie zrozumieją, albo nie wiem, rzucę na nich bombę. Albo będę żył tak, jak czuję, że powinienem żyć, albo się zniszczę. Jestem świadomy, że to było nieodpowiedzialne, ponieważ – działając obecnie z różnymi organizacjami pomagającymi ludziom wychodzić z jednostek penitencjarnych czy z bezdomności – spotykam mnóstwo osób, które były takie jak ja. Jedyne, co nas różniło, to fakt, że one w odpowiednim momencie nie trafiły na swojego Żyta, który skleiłby im demo.
Kończąc tę myśl – tak, jestem nienormalny, ale bardzo dobrze się z tym czuję i nie zamierzam się tego wyzbywać. Bardzo dobrze czuję się też z tym, że w końcu mogę się wyrazić. Mam długie włosy, czasem na klipach mam makijaż czy różowy t-shirt, ale odjebałem całą hiphopową drogę, mam za sobą historię i w tej kwestii jestem nietykalny! Jestem tym mamutem i mam u ludzi szacunek. Jestem skromnym, prostym człowiekiem, ale znam swoją wartość i wiem, czego dokonałem. Dla mnie to jest hip-hop: żeby walczyć i iść po swoje. Ludzie cały czas pierdolą, że coś nie jest hip-hopem, ale sami nie robią nic, żeby pomóc takiemu szczylowi jak ja w 2013 roku, żeby mógł ciągnąć „prawdziwy hiphopowy” styl. Ja ten styl ciągnąłem i chuja z tego miałem, więc mam wyjebane w te gadki starych pasibrzuchów w fullcapach, stojących pod sceną z piętnastoma innymi pasibrzuchami na „prawdziwym hiphopowym” koncercie. Hip-hop jest nurtem, jest życiem, jest mną! Bez względu na mój wizerunek ludzie wiedzą, że jestem w porządku gościem i zawsze zbiją mi pionę. Zawsze chciałem mieć wolność w wyrażaniu siebie, ale przez lata nie mogłem sobie na to pozwolić. Jak obejrzysz sobie moje stare klipy, to zobaczysz łysego typa, który boksuje do kamerki.
Obejrzałem wszystkie przed wywiadem. Najbardziej w pamięć zapadło mi natomiast nagranie z twojej pierwszej sesji nagraniowej w Otrejbarwie u Deszczu Strugi. Dwadzieścia jeden lat, łeb na zero, biały podkoszulek. Częstochowskie Tysiąclecie z wizytą w stolicy.
Tak było! Ze względu na otoczenie blokowałem w sobie wszelkie takie instynkty, bo osiedle leci w jedną stronę. Kiedy zacząłem powstawać artystycznie i być świadomym swojej kreacji, swojego pojebaństwa, zacząłem też się wyrażać tak, jak czuję. Teraz ludzie to zaakceptowali i mam pełną swobodę, z którą czuję się bardzo dobrze, mega artystycznie. Nie boję się ryzykować. Teraz z hip-hopem mogę zrobić cokolwiek. To jest mój hip-hop. Mogę zrobić płytę mało rapową i powiedzieć, że to jest hip-hop. Tym dla mnie jest hip-hop – czymś, co wyraża ciebie, a nie tandetną kalką w stylu: DJ, b-boy, ławka, elo, graffiti, wyraź siebie, dzieciak… [Czytaj dalej]