Paluch: Nie zapomnieć, co jest ważne

Paluch | wywiad | "To nie jest hip-hop. Rozmowy III"
fot. Jacek Kuropatwa

(…) nie twierdzę, że Paluch na trackach jest tylko agresywny i wkurwiony, ale gdybym miał wymienić twoje kawałki, które jako pierwsze przychodzą mi na myśl, to byłyby to kawałki utrzymane właśnie w takiej konwencji: „Szaman”, „OKO”, „TIRy”…

Jeszcze co do „Szamana” – ten numer jest odpowiedzią na ówczesną sytuację polityczną w kraju. Jest od A do Z antysystemowy. To numer, który był potrzebny w tamtym momencie i dlatego znalazł tylu odbiorców. Klip trochę zaszufladkował nas jako osiedlowych patusów, ale zrobiliśmy to z premedytacją, żeby pokazać, że cały czas jesteśmy blisko podziemia i nie zapominamy, skąd pochodzimy. Ja już wtedy mogłem lansować się w telewizji i na czerwonych dywanach, ale nie interesowało mnie to i nadal nie interesuje. Pomimo wielu propozycji od dużych wytworni, które chcą przejąć rynek, BOR jest wciąż niezależny.

Każdy, kto słucha mojej muzyki dłużej niż od premiery „Szamana”, dobrze wie, jaką drogę przeszedłem, i wie, że nikt nie wyłożył mi niczego na tacy. Czuję dumę, że doszedłem do tego, pozostając naprawdę niezależnym. 

Jakie źródło ma twoja postawa? Skąd to się wzięło, że od zawsze idziesz pod prąd, z dala od dużych nazwisk, firm…?

Po prostu nie lubię gwiazd porno (śmiech). Nie jestem fanem pizgania kokainy. Nie potrafiłbym wyjść na czerwony dywan i się na nim lansować, przebierać się w jakieś kostiumy, kleić głupie small talki. Nie lubię być w miejscach, w których nie chcę być. Wolę być tam, gdzie pasuję, i wolę, żeby było po mojemu.

Wrócę tu jeszcze do mojego muzycznego dualizmu, bo to fajny temat. Moje płyty są zróżnicowane i lawirują pomiędzy różnymi światami, bo ja sam tak lawirowałem: pomiędzy osiedlowymi realiami a normalnym życiem. Zawsze stałem jednak – jak głosi tytuł jednego z numerów na „10/29” – po właściwej stronie. Tak mi się przynajmniej wydaje, ponieważ mam z tym wewnętrzny problem i często zadaję sobie pytanie, czy jestem dobrym człowiekiem. Po prostu. Zastanawianie się nad takimi kwestiami to dla mnie podstawa życia. Zadaję sobie pytanie, czy nadal wiem, co jest dobre, a co złe. 

Odpowiedź na pytanie, czy jesteś dobrym człowiekiem, jest częściej twierdząca czy przecząca?

Twierdząca. Jestem dobrym człowiekiem. Mogę wam nawet powiedzieć, że przez pewien czas chodziłem z tego typu rozterkami na terapię, kiedy poczułem, że zaczynam zatracać granice. Im jest się wyżej, tym dziwniejsi ludzie się tobą interesują. Natężenie spraw i myśli w głowie jest tak duże, że zwyczajnie trzeba z kimś o tym pogadać, wyrzucić z siebie, a nie każdy jest w stanie mnie we właściwy sposób odebrać. Doszedłem do takiego momentu, że mam wrażenie, że niektórzy moi ziomale nie rozumieją ciężaru mojego życia. Często, gdy się przed kimś otwieram, po pół godzinie rozmowy stwierdzam, że bez sensu w ogóle, że o tym mówię, skoro druga strona tego nie kuma i myśli, że jestem debilem, który narzeka, choć z materialnego punktu widzenia ma dobrze. A tu przecież wcale nie chodzi o to, czy ktoś ma dużo pieniędzy, czy nie ma. Chodzi o to, żeby nie zatracić się w tym i pomimo wszystko być sobą. Żeby nie zapominać, co jest w życiu ważne.

To trochę takie filozoficzne pierdolenie, ale takie pytanie też sobie często zadaję: co jest ważne w życiu? Mnie do szczęścia nie jest potrzebne bycie w telewizji, na okładkach, w reklamach. Pieniądze – OK, zarabiam je na rapie, ale gdybym nie był raperem, też pewnie zarabiałbym niemało, bo nie jestem cymbałem i bym się ogarnął. Ale najważniejsze, co mam, to rodzina, ziomale; dopiero gdzieś dalej zajawka, a jeszcze dalej zarobek z niej. W muzyce nie przekraczam pewnej granicy kreacji, bo źle bym się czuł sam ze sobą. Nie kreuję się na kogoś, kim nie jestem, tylko po to, żeby więcej zarobić. Dlatego w numerach jestem raz taki, a raz taki – bo trochę taki, a trochę taki jestem też na co dzień. [Czytaj dalej]