(…) Więcej rapowych anegdot jeszcze kiedyś od ciebie zbierzemy i – razem z anegdotami z malowania – opublikujemy w książce, którą zatytułujemy: „Człowiek-hip-hop”. Gdybym miał określić tylko jedną osobę takim mianem, byłbyś nią właśnie ty. Nie jestem zresztą w tej opinii odosobniony…
…i nie ukrywam, że bardzo mi taka opinia schlebia. Uważam, że jestem w stu procentach hiphopowcem, ale czy człowiek-hip-hop… To już mi lepiej pomnik postawcie (śmiech). Poza tym jest jeszcze kilka podobnych do mnie osób pod tym względem.
OK, ale z wciąż aktywnych i wciąż będących na topie raperów jako pierwszy przychodzisz mi na myśl.
W takim razie jest mi super miło, że tak uważasz. Faktem jest, że ja nie tylko staram się sprawiać takie wrażenie, tylko bez przerwy udowadniam swoją twórczością, że jestem aktywny i utrzymuję określony poziom. Cały czas też żyję nadzieją, że kiedyś przypierdolę tak, że klękajcie narody. Ta nadzieja mnie prowadzi, daje energię. Do tego wciąż jestem dopiero na początku drogi, bo mentalnie czuję się na nie więcej niż trzydzieści lat. Umysł mam otwarty, jestem ciekawy nowych rzeczy, ale robię takie, które mi się najbardziej podobają. Staram się robić tak, żeby ktoś mógł powiedzieć: „Tak, to mi się podoba!”. Wiadomo, nie każdemu nie każdy kawałek przypadnie do gustu, ale jeśli uda mi się kogoś poruszyć chociaż raz na rok i ten ktoś doceni, że rymy są fajnie poskładane, że jest dobry vibe, to mnie to wystarcza. Wtedy wiem, że wykonałem kawał dobrej roboty, a to jest strasznie napędzające.
Od dzieciaka jesteś tak samo zafascynowany hip-hopem?
Fascynuje mnie, że tworzę hip-hop. Gdybym teraz poznawał tę kulturę, graffiti pewnie bym się zainteresował, ale rapem już niekoniecznie.
Bardziej miałem na myśli to, czy od kiedy rozpocząłeś swoją aktywność na polu hip-hopu w połowie lat dziewięćdziesiątych, hip-hop niezmiennie i tak samo mocno cię jara, czy może jednak bywały momenty, że malowanie czy rapowanie nie sprawiały ci przyjemności.
Nigdy nie miałem takich rozkminek. Hip-hop jest na tyle elementarną częścią mnie, że nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby z niego zrezygnować. Koniunktura na rynku muzycznym raz była lepsza, raz gorsza, ale mnie zadowala garstka osób, która słucha i kupuje moją czy naszą twórczość. Nie muszę od razu budować pałacu. Nie ma też we mnie zazdrości, więc nie boli mnie, że ktoś jeździ Porsche, a ja nawet nie mam prawa jazdy. Ja wiem, kiedy jest mi dobrze, i dążę do tego, żeby było mi dobrze cały czas. Dopóki mam dobrze, to znaczy, że jest dobrze. Tak samo jest z moim rapem – dopóki jest dobrze, to chce mi się go robić.
Każdy sukces hip-hopu, nie tylko mojego, sprawia, że obszar mózgu odpowiadający za zachwyt mi puchnie. I dbam o to, żeby puchnął jak najczęściej. Cieszę się jak dziecko, jak widzę fajną pracę lub słyszę fajny numer. Mówisz o mnie: „człowiek-hip-hop” – i ekstra, mnie to podnieca. Dla mnie to jest sexy.
Czym w ogóle jest dla ciebie hip-hop? Domyślam się, że czymś więcej niż tylko samym rapowaniem czy malowaniem.
Nie mam na to sloganu w stylu: „hip-hop to moje życie”. Hip-hop to pewna filozofia. Wydaje mi się, że hip-hop to jestem ja. Wszystkie atrakcje życiowe są zawarte w tym słowie: hip-hop. Jak coś jest hip-hopem, mój mózg od razu wszędzie wysyła dziesiątki. To jest to, co odbierają moje zmysły. Mnóstwo rzeczy określam mianem hip-hopu. Jak coś jest zajebiste, mówię: „To jest hip-hop!”. Jestem hiphopowcem do tego stopnia, że jak cokolwiek jest dobre, to jest hip-hopem.
Hip-hop zbudował moje poczucie estetyki. Już na etapie dorastania wrósł we mnie na stałe. W hip-hopie są dźwięki, klimat, który sam sobie wymyśliłem, przeżycia, ludzie, ich zachowania, spojrzenie na sztukę, kultura osobista… Tak rozumiem hip-hop po grubo ponad dwóch dekadach spędzonych w tym środowisku. Taki jest mój hip-hop i cieszy mnie, że dużo ludzi – z racji tego, że dobrze hip-hop interpretuję – go czuje. Hip-hop jest sumą moich przeżyć. Jestem swoim hip-hopem, ale ty też możesz być swoim hip-hopem. Każdy ma swój. Tylko niektórzy mają chujowy (śmiech). [Czytaj dalej]