(…) Białas od początku był zafiksowany na rapowanie, Solar – mam wrażenie – też dążył do tego, żeby zajmować się rapem i rzeczami dookoła niego. W zasadzie szerokim łukiem ominęliście pracę-pracę. Nie mieliście nigdy żadnego planu awaryjnego – zwłaszcza biorąc pod uwagę, że bardzo dużo czasu minęło, zanim udało wam się przebić i zacząć wyciągać z muzyki sensowne pieniądze?
B: Ja chyba nigdy. Odkąd mocno zajawiłem się rapem, byłem zdecydowany, że muszę rapować i w ogóle nie dopuszczałem do siebie myśli, że może mi się nie udać. Siedziałem i rapowałem do oporu cały czas. Nie potrafię tego do końca określić, ale po prostu czułem, że się w końcu przebiję. Byłem sfokusowany tylko na rapowanie i wierzyłem w to bezgranicznie. Czasami to wszystko rozwijało się szybciej, czasami wolniej, ale zawsze jednak szło do przodu. Nawet jeśli o krok, to do przodu.
S: Jeśli chodzi o zarobki czy pozycję życiową, nie odstawałem na tle rówieśników. Nie rozważałem żadnej alternatywnej drogi, bo też nigdy nie miałem takiej potrzeby. Nigdy nie było tak, że było zero, ale zaciskałem zęby, bo wierzyłem, że może kiedyś będzie osiem. Nie – po prostu było jeden–dwa–cztery–sześć. Im bardziej rosły moje potrzeby materialne, tym większe miałem dochody z rapu. W pierwszych latach jak w ciągu miesiąca zająłem – na przykład – trzy razy miejsce na podium na bitwach freestyle’owych, to wyciągałem z tego półtora tysiąca złotych, co pozwalało mi przeżyć, mieszkając z rodzicami. Później zaczęliśmy z Białasem robić mixtape’y, które sprzedawaliśmy własnym sumptem, więc mieliśmy na nich spoko przebitkę. Nawet jak nie poszło ich dużo, to jednak w tamtych czasach zastrzyk w postaci pięciu tysięcy złotych był dla nas więcej niż pokaźny. Ja dołożyłem potem do tego miksowanie i nagrywanie wokali ludzi w swoim studiu, czasem zagraliśmy jakiś koncert – i nie było źle.
Jak teraz o tym myślę, postawienie na rap nie było realizacją świadomego planu czy konsekwencją wybranej drogi życiowej. To bardziej sprzyjające okoliczności pchnęły mnie w tę stronę. Wiedziałem, że mamy coś, mamy fanów, możemy im coś sprzedać – więc czemu by nie wyjść temu naprzeciw? Jak zobaczyłem, że są z tego pieniądze, uznałem, że nie ma sensu iść do regularnej pracy.
Z drugiej strony, na płycie „Stage diving”, czyli waszym oficjalnym debiucie w Prosto, w kawałku „Spacer po linie” Białas nawijał: „Całe życie poświęciłem, żeby robić te jebane rapsy / A co jak naprawdę nagle udowodnią, że nie miałem racji?”. Solar dodał: „(…) rodzina mówi mi, że to największa głupota / Choć życzą powodzenia co święta”. W podobnym tonie były utrzymane dwie części numeru „Depresja rapera” Białasa.
S: Dopiero teraz sobie przypomniałem, że rzeczywiście przeszliśmy przez taki etap, ale na szczęście był on dość krótki. Nigdy nie mieliśmy poważnego zawahania ani nie rozważaliśmy rzucenia rapu.
B: Czasami szło nam trochę gorzej, w związku z czym pojawiały się momenty zwątpienia. Jak jechaliśmy na koncert na drugi koniec Polski i na miejscu okazywało się, że pod sceną są dwie osoby, to obawialiśmy się, że może jednak nic z tego nie wyjść. Wpadaliśmy w doły, ale nachlaliśmy się, obudziliśmy się rano i dalej robiliśmy swoje. Nie poddawaliśmy się.
S: Było trochę wkurwienia, smutku, zgorzkniałości, ale i wyciągania wniosków. Coś w tym jest, że człowiek najbardziej rozwija się wtedy, gdy mu nie idzie, jest w opałach i cierpi, bo szuka recepty na to cierpienie. U nas receptą było czasem prymitywne napierdolenie się, ale później po prostu uczyliśmy się na błędach i modyfikowaliśmy sposób działania. [Czytaj dalej]