Żabson: Sam sobie stworzyłem miejsce pracy

(…) Chyba nie jesteś zbytnio narzekającą osobą w życiu codziennym?

A jednak (śmiech). Każdy mój znajomy to potwierdzi, choć masz rację – nie uważam, żebym dużo narzekał. Zwyczajnie lubię analizować i szukać błędów w działaniu. Ludzie odbierają moje dążenie do perfekcji jako narzekanie, ale ja to widzę inaczej. Nie znoszę, jak ktoś rozkłada ręce i mówi: „Dobra, niech tak już zostanie”, „Wypuśćmy ten kawałek i tyle”. Nie godzę się na to. Jeśli nie jestem do końca zadowolony z efektu pracy, to zawsze staram się coś udoskonalić. Zrobię to, choćbym miał poruszyć niebo i ziemię. Podejmowanie działania jest dla mnie kwintesencją życia.

Dostrzegło to kilka zasłużonych na scenie osób. Twój debiut pomogli wydać doświadczeni koledzy z branży, tacy jak Steez czy Jedynak.

To bardzo dużo mi daje – choć też jestem personą i mam swój charakterek. Mimo niecałych dwudziestu czterech lat na karku, nie uważam, żebym mniej wiedział. Przez to czasem współpraca przebiega w gorącej atmosferze, ale dzięki temu niejednokrotnie kreujemy jeszcze lepsze rzeczy. Kompromis rodzi świetne pomysły. Nie umiałbym sobie wyobrazić lepszych współpracowników i lubię to, że potrafią mnie czasem przygasić czy ostudzić mój entuzjazm. Dzięki nim patrzę bardziej realistycznie. Wiem, że działają w naszym wspólnym interesie. Pracujemy razem na sukces – i o to chodzi. Nie myślałem, że trafię na swojej drodze na ludzi, którzy będą w takim stopniu potrafili wyjść naprzeciw mojemu charakterowi.

Muzyka to jest biznes. Zdaję sobie sprawę, że to, ile włożyło się pieniędzy w kawałek, musi się zwrócić. Płyta musi odrobić swój budżet i dopiero potem zaczyna się zarabiać. Często powściągam moje żądze i chęci, by zrobić coś z większym przepychem, bo wiem, że trzeba być odpowiedzialnym finansowo. Kompromis pomiędzy ceną i jakością jest bardzo ważny. Trzeba umieć znaleźć sposób, żeby zrobić coś dobrze i nie wydać przy tym fortuny.

Mimo młodego wieku nie masz roszczeniowego podejścia.

Ktoś inwestuje we mnie pieniądze i musimy je wydać mądrze, by uzyskać z tego jak najwięcej. Wszyscy jesteśmy artystami, i to jest dla mnie istotne. Steez, Jedynak, Chwiał, Kazan – wszyscy są związani z muzyką, więc łatwo się dogadujemy. Mamy aspiracje, żeby zrobić coś zajebistego, bo przede wszystkim zależy nam na wartości artystycznej. Mówię o biznesie i finansach, ale nie bez powodu mam menedżerów. Nie chcę się zajmować przyziemnymi sprawami – wolę, żeby ktoś inny przejął te obowiązki i na tym zarobił. Ja chcę się poświęcać muzyce, sztuce, kreowaniu swoich wizji. Myślę, że jestem człowiekiem z dużym dystansem, ale i pozbawionym tego dystansu do siebie. To słychać w mojej muzyce. Czasem jestem tak pewny siebie, że nikt nie jest w stanie mi nic wmówić. Staram się tworzyć zróżnicowane i wykręcone rzeczy, dlatego wiele szlaków muszę przecierać. Tak było z występem na auto-tune na żywo w programie SNL Polska. Na Zachodzie normalne, ale u nas to nowość.

(…) A czy raperzy są dla ciebie postaciami?

Najwięcej to o tym pierdolą. Mam dystans do siebie i wiem, że dużo nawijam o swojej arogancji i byciu pyszałkowatym, ale na tym opiera się mój zawód: gadaniu o tym, jakim jest się zajebistym. Dla mnie dobry rap jest robieniem z igły widły. Imponowały mi takie wersy jak u Kanye Westa: „Eating veggies with the brown rice”. O swojej diecie nawijał tak, jakby to było największe święto, którym masz się jarać. Umiejętność opowiedzenia w interesujący sposób o najbardziej błahych sprawach jest niesamowitą umiejętnością. Ten, kto ją posiada, w moim odczuciu jest najlepszy. Raper ma normalne życie, ale opowiada o nim w taki sposób… Myślisz, że jest panem świata.

Jak to wygląda u ciebie? Sam przyznajesz, że lubisz wyolbrzymiać sytuacje ze swojego życia.

Jasne. Raper to bajarz. Można opowiedzieć o faktach w ciekawy sposób. Nawijam: „Cały hajs przejadam na drogich obiadach” i tak jest. Dogadałbym się z Robertem Makłowiczem (śmiech). „Poranka blask, gdy kładę się spać przy modelce” – to prawda, i do tego chodzi o sławną modelkę. Doszedłem do takiego etapu, że jestem rozpoznawalnym raperem i modelki mnie lubią. Jaram się tym, choć ten świat jest trochę śmieszny, bo przecież gdybym nie stał na scenie, traktowałyby mnie inaczej. O tym zresztą jest kawałek „Księżniczki”. [Czytaj dalej]