Bilon: Cały czas rozkręcam nowe pomysły

(…) Wspomniałeś na wstępie, że premiera „Klucza” była dla ciebie punktem zwrotnym – przejdźmy zatem do tematu Hemp Gru. Jak – już na chłodno, po zawieszeniu działalności zespołu – oceniasz wasz dorobek i wkład w scenę?

Uważam, że Hemp Gru było pierwszą taką stricte streetową ekipą, która zrobiła tyle zamieszania na polskiej scenie rapowej. Zaczęło się totalnie niewinnie, bo my nie mieliśmy żadnych planów, żeby podbijać serca ludzi, tylko robiliśmy rap dla siebie i dla przyjaciół. Byliśmy w szoku, jak szeroko się to rozeszło – do tego stopnia, że w 2008 roku dostaliśmy zaproszenie na targi MIDEM, na których otrzymaliśmy nagrodę EBBA od Komisji Europejskiej za debiutancki album. Do tej pory jesteśmy jedynym hiphopowym zespołem w Polsce, który doczekał się takiego wyróżnienia.

Wydana w 2009 roku „Droga” też świetnie się przyjęła i przez parę lat graliśmy co weekend kilka koncertów. Następnie w przeciągu dwóch lat wydaliśmy kolejne części Trylogii JLB, po czym zakończyliśmy działalność Hemp Gru w momencie świetności, bo też zależało nam na tym, żeby tak zostać zapamiętanymi. Teraz ja i Wilku pracujemy osobno, ale nasze kontakty cały czas są dobre i Hemp Gru dalej żyje.

Pamiętasz, w jakich okolicznościach zawiązało się Hemp Gru?

W okolicznościach mocno streetowych, ale z Wilkiem znaliśmy się już z imprez w Hybrydach. Mieliśmy po piętnaście lat, jak się skumaliśmy. Mieszkaliśmy koło siebie. Nasz pierwszy numer „Na krawędzi” wymyśliliśmy i zaczęliśmy pisać – jeśli dobrze pamiętam – w pubie Maria na Racławickiej.

(…) Wróćmy do nagrody EBBA, której przyznanie Hemp Gru wzbudziło spore kontrowersje w całym kraju. Kiedy otrzymałeś wiadomość, że twój zespół został nominowany do tego wyróżnienia?

Pamiętam, że byłem na regatach z kadrą windsurfingową pod Oakland w Nowej Zelandii, kiedy zadzwoniła do mnie Anka z Prosto. Powiedziała, że ktoś próbuje się do nas dokopać w tym temacie i żebym szykował się na wyjazd do Cannes. Byłem tym totalnie zdziwiony i nie dowierzałem, ale odpowiedziałem: „OK, daj namiary i zobaczymy, co się będzie działo”. W końcu się odezwali, zaprosili nas na targi MIDEM. Nawiasem mówiąc, na wieść o tym, że nagroda powędruje w nasze ręce, strasznie się zbulwersował jakiś poseł z ramienia LPR-u – że jak to możliwe, skoro my głosimy hasła pokroju HWDP…?! Okazało się, że syn tego polityka był fanem naszej muzy, co mu się nie spodobało i w ten sposób chciał wyrazić swój sprzeciw (śmiech).

Wracając z Nowej Zelandii, w samolocie pisałem utwór „Droga” na kolejną płytę, a dosłownie dzień po powrocie znów wsiadłem w samolot i razem z Wilkiem poleciliśmy do Cannes. Z lotniska odebrała nas limuzyna, a potem wskoczyliśmy na czerwony dywan. Było ciekawie – my, street fightersi, zupełnie tam nie pasowaliśmy. Co ciekawe, support przed nami grała Gloria Estefan (śmiech). Ta wizyta była złamaniem jakiejś granicy – nawet nam się nie śniło, że można się wyrwać z ciemnego Mokotowa i odebrać nagrodę w Cannes.

(…) Potrafisz sobie wyobrazić, jak wyglądałby klip do „To jest to” AD 2016? Byłbyś w stanie zebrać wszystkich ludzi z tego teledysku ponownie w jednym miejscu czy zbyt dużo się w międzyczasie pozmieniało?

Niektórych z tych osób na pewno nie dałoby się już postawić z nami w jednym szeregu. Część już nie żyje, niektórzy są w ciężkiej banicji, na emigracji… Trzon naszej ekipy pozostał natomiast nienaruszony – rapowo dalej trzymamy się z Wilkiem i Żarym, Kaczy bez zmian jest z nami, wielu kumpli też zostało. Młode pokolenie reprezentuje Szwed, z którym bardzo dobrze rozumiem się i na płaszczyźnie twórczej, i na stopie przyjacielskiej. Z większością hiphopowych ekip, które przewinęły się przez plan „To jest to”, nadal się szanujemy, ale widzimy się już znacznie rzadziej – każdy prowadzi poważne życie i już nie spędzamy czasu razem na ławce.

Pozostając przy myśleniu tymi kategoriami – mam wrażenie, że Bilon sprzed dwunastu lat a Bilon dzisiaj to dwie różne postacie; tak to przynajmniej wygląda z zewnątrz. Dostrzegasz też taką zmianę u innych osób z ekipy?

Tak, ludzie przeszli dużą metamorfozę od tamtej pory i wiele rzeczy mocno się zmieniło. W moim przypadku ta metamorfoza była w miarę naturalna. Mój kręgosłup nadal jest streetowy, nastawienie się nie zmieniło, ale… Dziś jestem po prostu odpowiedzialnym gościem. Nie jestem bierny jak kiedyś – dużo pracuję i cały czas rozkręcam nowe pomysły. [Czytaj dalej]